15 września 2015

Rewolucje w sklepikach szkolnych - czyli trochę o zdrowym żywieniu.

Witam wszystkich w kolejnym moim artykule. 
Dzisiaj zajmę się tematem, który prawdopodobnie jest bliski większości z was oraz mnie osobiście. Chodzi oczywiście o rozporządzenie dotyczące zdrowych produktów w sklepikach szkolnych. 

Ja do tej kwestii podchodzę bardzo sentymentalnie. Te pamiętne wyprawy w podstawówce po gumę
za 20gr, jeden pasek żelka po 10gr, czy małą paczkę chipsów za 1zł... Ten okres mojego życia wspominam chyba najlepiej, jeśli chodzi o okresy nauki. Teraz nie mogę sobie wyobrazić, że teraźniejszym dzieciakom będzie zabrana ta frajda, ale jeszcze bardziej nie mogę uwierzyć, iż to rozporządzenie tyczy się także szkół ponadgimnazjalnych, gdzie praktycznie dorośli ludzie nie mają pod ręką normalnego sklepu, by kupić coś na co mają ochotę!

Dlaczego "to coś" będzie kompletną klapą? Dlaczego przez niedorzeczne wymysły ludzi żyjących w innym świecie mają pozbawiać pracy i rodziców puszczać z torbami?
Rozporządzenie bardzo dokładnie i restrykcyjnie rozpisało jaka ilość cukru, tłuszczu, soli i innych może być zawarta w produktach do sprzedaży. W każdym razie, gdzie nie czytałam czy oglądałam osoby prowadzące sklepiki szkolne opowiadały "jak ciężko zaopatrzyć półki?". Przez co te w większości są puste, a to co już jest dozwolone często opróżnia nasze kieszenie do cna. Gdzieś wyczytałam, że średnio dziennie dziecko ma do wydania 5zł. No właśnie "średnio" co znaczy, że część wydaje 3zł, część 10zł, a jeszcze inni dostają pieniądze co jakiś czas, a przy cenie 3-4zł za małą sałatkę czy bułkę... można się domyślać, że stali klienci szybko się odwrócą i gdzie poszukają wyjścia z tej sytuacji? W osiedlowych sklepach. Praktycznie każdy w drodze do szkoły mija taki. Więc jeśli rodzice pierwszoklasisty ma dać dziecku pieniądze na bułkę, to rozporządzenie nie sprawi, że będą mogli zrobić to z czystym sumieniem.

Dochodzi jeszcze kwestia bezpieczeństwa. Jesteśmy krajem ludzi kombinatorów. Zawsze
znajdziemy wyjście z sytuacji. My nie damy rady? Więc zaczynają się wędrówki w czasie przerw do okolicznych sklepów, co może być niebezpieczne w niektórych przypadkach.

Jeszcze dwa lata temu podczas złotych lat sklepu w mojej szkole można było kupić praktycznie wszystko na co miało się ochotę. Lodówka pękała w szwach od różnego rodzaju serków, jogurtów, sałatek, a teraz... może jeden rodzaj serka i sałatki, które nie są zbyt tanie.
Pamiętacie te wielkie kolejki? To już nie problem, jednak nie ma to znaczenia, kiedy sami trzymamy się z dala od tego miejsca.

I mamy kolejny związek przyczynowo skutkowy. Skoro od sklepików szkolnych odsuwają się właściwie jedyni klienci (u mnie w szkole to nawet nauczyciele proszą "skoczcie mi do fresh'a") to jaki jest w tym sens? Śmiesznym jest też fakt, że tuż obok mojego sklepiku szkolnego stoi automat, gdzie bez problemu można dostać batonika, orzeszki czy inne "zakazane substancje". Wielu właścicieli boi się teraz o swoje posady, część już zamknęła swój biznes.

Moim zdaniem to rozporządzenie jest niedorzeczne. Powstało niby po to, aby walczyć z otyłością, ale zapomniano najwidoczniej o najważniejszym czynniku: nawyki żywieniowe wychodzą w większości z domu. Inicjatywa sama w sobie jest dobra, ale środki już nie te. Zabronić czegoś dziecku to inaczej stworzyć możliwości do kreatywnego wyjścia z sytuacji. Myślę, że o wiele lepiej sprawdziłyby się pogadanki na ten temat, pokazanie kilku spaślaktów, czy stworzenie ciekawego filmu promującego zdrowy tryb życia i puszczenie go rodzicom oraz dzieciom. Nauka polegająca na zabranianiu wszystkiego może przynieść odwrotne skutki. 

Zapraszam też do obejrzenia krótkiego reportażu na ten temat:  


A jak to jest u was? Temat jest wam bliski? Jak przebiegła rewolucja w waszych szkołach? Cieszycie się czy wręcz przeciwnie? Myślicie, że to dobry sposób na zmianę nawyków żywieniowych uczniow?
Piszcie w komentarzach.
Jeśli podoba wam się mój blog nie zapomnijcie mnie zaobserwować. Jeśli podobał się post klikajcie na dole+1
Pozdro.
~ Noyn
Poprawka: I wyjdę na niedoinformowaną... W mojej szkole była akurat zmiana osoby prowadzącej sklepik, więc oferta była nikła. I nie jestem pewna w tej chwili czy szkoły ponadgimnazjalne muszą stosować się do tych restrykcji. Różne źródła różnie podają. Na tą chwilę u mnie wszystko zdaję się wróciło do normy, ale nie zmienia to w żaden sposób mojego stanowiska :)

16 komentarzy:

  1. U mnie w szkole sklepik ma się zamknąć do końca listopada.W automatach,gdzie kiedyś były słodycze teraz jest sama zdrowa żywność(batony zbożowe,soczki itp.)Obok szkoły jest sklep.Ale teren szkoły jest zamykany na czas przerw,by nikt nie kupił sobie czegoś niezdrowego.Pani ze sklepiku szkolnego mówi,że nie ma za co utrzymać tego sklepiku i dyrekcja szkoły jej dokłada.A poza tym chipsy zawsze możne kupić przed albo po szkole.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Naprawdę współczuję. Słyszałam o takich przypadkach. Ja przynajmniej mam ten, automat... Moja szkoła także jest zamykana, co jest dość głupie, ale lis zawsze znajdzie sposób by wejść do kurnika i uciec :)
      Jedyne co możemy zrobić to mieć nadzieję, że ci durnie w końcu zrozumieją jak bardzo ranią uczniów.
      Pozdro.

      Usuń
  2. Och, jak idę do mojego szkolnego sklepiku to normalnie płakać mi się chcę. Moja szkoła nie jest duża, a przypadki otyłości wśród dzieci są wręcz znikome (2-3 osoby na 100). Ludzie, wody gazowanej zakazać? To jest chore. Zdrowa żywność jest droga. Szczególnie, że ogranicza się ona do wody i suchych wafli. Żadnych batonów, lizaków, cukierków... Młodzież kupi sobie coś w pobliskim sklepie.
    Ograniczyć słodycze. Jasne, to dość zdrowe. Ale nie zakazać. Bo zakazany owoc smakuje najlepiej.
    A w liceach to już dla mnie całkowita ,,patologia".

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Uwierz ja mam podobnie. Kiedyś sklepik szkolny był miejscem obleganym na przerwach szkolnych. A dziś? Pozostaje ten biedny automat albo przechytrzenie pani z portierni, gdyż nasza szkoła jest zamykana, lub oczywiście przyniesienie czegoś już do szkoły. Ja jestem zdania, że jeśli dać dziecku wiedzę i wybór to zrobi to co słuszne. Ja jak byłam mała oblegałam sklepik szkolny i jakoś nie jestem otyła. Wagę mam wręcz idealną, ale mama też nie przesadzała z dawaniem pieniędzy. A w gimnazjum poszerzyłam swoją wiedzę na temat zdrowego żywienia, czym są te wszystkie paskudne E{ileśtam} i staram się tego za dużo nie jeść, ale myślę, że lepiej zjeść coś co ma w sobie trochę więcej cukru niż coś co ma jakieś niezdrowe chemiczne słodziki. Więc moim zdaniem to w edukacji leży siła - a przecież to tym niby zajmuje się szkoła.
      Szkoda gadać.
      Pozdro.

      Usuń
  3. Bardzo mądry artykuł ;) I owszem, ta akcja "ratowania ludzkości" odniosła odwrotny skutek. Jak ktoś ma ochotę na chipsy to pójdzie do supermarketu i do szkoły przyniesie 20 paczek - i właśnie jak to wspomniałaś, ludzkie którzy wymyślili tą akcję nie pomyśleli, że teraz ludzie, rodzice nie będą mieli za co kupić chleba dziecku, przez to, że zamknięto sklepik, który był ich źródłem dochodów. Niektóre rzeczy to już paranoja - bułki słodkie - nie, ciastka - nie, nawet KAWA, zwykła kawa - również nie. Widzę, że pracownicy mojego sklepiku też nie byli zachwyceni. Mieliśmy do dyspozycji shakei smakowe, domowe wypieki, rogaliki, pączki domowej roboty, naleśniki z dżemem, pizzę i wiele innych - teraz co stoi? Konserwowe ogórki, lemoniada (kwaśna bez ani grama cukru i słodzików, oczywiście), woda, bułki z sałatą i "gołe" wafle ryżowe. I to w sumie koniec zapasów. Pamiętam jak w tamtym roku (po chodzę dopiero do 2 gimnazjum) kolejka osiągała parę metrów, teraz raptem 2, 3 osoby tylko po wodę. U mnie najwyraźniej stworzono jakiś bunt bo cała szkoła oklejona jest plakatami: "Braterstwo, równość i batoniki", "Braterstwo, równość i słodkie bułki". Ale zabronić licealiście? :D Dorosłym ludziom? Zastanawiam się czasem czy twórcy tej ustawy też jedzą w ciągu dnia jedynie liść sałaty i szklaneczkę wody żeby "nie utyć". Cóż, jabłko po 2 zł - nie wiem czy opłacalne skoro w markecie można kupić sobie za tę cenę kilogram...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak. Czasami mam wrażenie, że ludzie wzięli zbyt dosłownie "najpierw strzelaj, potem pytaj", bo tak to wygląda. A jeśli już się zmieni kolejność to nikt nie chce odpowiadać, bo wie, że i tak go potem zastrzelą. Koło zamknięte.
      Co do kawy to mogłabym się nawet zgodzić. Kofeina jest bardzo niezdrowa i w podstawówkach i gimnazjach myślę nie powinno się jej sprzedawać, podobnie myślę, o napojach energetycznych.
      Gratuluję inicjatywy. Chociaż ciekawiej by było zorganizować taki strajk z plakatami przed sejmem :)
      Pozdro.

      Usuń
  4. Mój sklepik szkolny "umarł". ;-; Sucha bułka, flipsy, zbożowe ciastka bez cukru - to można w nim kupić. Jeszcze w zeszłym roku można było w nim znaleźć wszystko - gumy, lizaki, chipsy, batony, chrupki, lody, pizzerki i co jeszcze dusza zapragnie. Teraz miejsce w którym leżały chipsy i ciastka wypełnione jest zeszytami i przyborami szkolnymi. Kolejki kilometrowe zniknęły a zamiast tego przy sklepiku stoi sporadycznie kilka osób. Brakuje mi tych żelek i cukierków kupowanych na sztuki...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. U mnie też. Co prawda w liceum już nie ma tej frajdy żelek na sztuki, ale i tak łezka się w oku kręci kiedy przypominam sobie swoje dzieciństwo i stanie w kilometrowych kolejkach po pasek żelka :)
      Pozdro.

      Usuń
  5. W naszym sklepiku ostatnio wycofali owsiane batony, ponieważ były one na czekoladowej "podstawce". Nie ma też zwykłych tymbarków. U mnie jeszcze na szczęście można kupić kawę, al;e wydaje mi się, że nie na długo :')

    http://girl-alimghty.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Taki sposób radzenia sobie z otyłością mógłby być dobry w stanach, ale w Polsce? Gdzie dzieci otyłych jest znikomy procent? Istna paranoja.
      Pozdro.

      Usuń
  6. W mojej szkole na szczęście coś takiego nie ma miejsca. W prawdzie nie można już kupić chipsów, czy pizz, ale dalej jest automat, w którym można kupić orzeszki, czy paluszki, i sklepik szkolny, w którym można kupić te "sentymentalne" cukierki za 10 gr (chociaż to i tak nie jest to samo co w podstawówce). :) Ja to jednak mam szczęście. Aczkolwiek i tak rzadko do sklepiku/automatu chodzę.
    Co do ustawy to mam dokładnie takie same zdanie jak wszyscy.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Powiedz mi do jakiej szkoły chodzisz to się przepiszę :) Żarcik.
      Ja teraz zaczęłam ubóstwiać wręcz ten automat. Czasami jeden batonik potrafi uratować mnie przed katuszami.
      Pozdro.

      Usuń
  7. U mnie stopniowo wprowadza się zdrową żywność. Nie jest jeszcze tak źle, niby batoniki i chrupki można kupić ale bardziej obawiam się że zlikwidują automat z herbatką która umila mi długie przerwy w jesienne i zimowe dni.
    U mojej siostry w gimnazjum jest najdziwniej bo sklepik dosłownie zabity dechami a jedzenie na stołówce przestali doprawiać. Z tego powodu siostra jak i inni zaradni uczniowie nosi ze sobą sól bo podobno jeść się nie da. Jak to się ma w mojej szkole to nie wiem bo nie korzystam z obiadów.
    Jak dla mnie ta ustawa jest bez sensu. Co z tego jak wg prawa mogę legalnie kupić w sklepie alkohol a w szkolnym sklepiku nie mogę kupić drożdżówki z czekoladą ?
    Mój kawałek internetu

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Masz wielkie szczęście, chociaż ostatnio słyszałam, że mają trochę spuścić z niektórych zasad. Np. przywrócić drożdżówki.
      Gratuluję pomysłowości uczniów, chociaż u mnie teraz bywa podobnie przed szkołą napycha się kieszenie czym się może. Bo stołówki u nas nie ma. Kiedyś były jakieś frytki i zapiekanki.
      Ja także uważam, że z tymi przepisami poszli w złym kierunku.
      Pozdro.

      Usuń
  8. Co prawda skończyłam etap nauczania obowiązkowego zanim ustawa weszła, ale z sentymentem wspominam szkolne sklepiki. Szkoda mi dzieci i właścicieli. Mam nadzieję, że sytuacja niedługo się zmieni, a rządzący zajmą się sprawami, którymi powinni i przestaną szukać problemu tam, gdzie go nie ma :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja jestem na etapie kończenia nauki. I nawet teraz jak wspominam te żelki to łezka się kręci w oku. Rządzący mają w zwyczaju odwracać naszą uwagę takimi wyskokami żebyśmy nie zauważyli ich niekompetencji w innych dziedzinach :) Kiedy po raz pierwszy o tym usłyszałam byłam nawet za, ale nie wiedziałam, że te ich przepisy będą tak restrykcyjne. Myślałam, że znikną te produkty ze zbyt dużą ilością szkodliwych E-składników, ale wyszło jak wyszło.
      Pozdro.

      Usuń