16 października 2015

Misja Połączenie - Matka.

W poprzednich odcinkach :)
Drużynie Destiny polecono zbadać sprawę ataków hakerskich na sieci dyplomatyczne, które są powodem chaosu i konfliktów w galaktykach sprzymierzonych. Ostatni atak miał miejsce na księżycu Detra II, jednak na miejscu bohaterowie zastają prawdziwą rzeź kolonistów.
Po krótkim zwiadzie Michael i Ros znajdują przerażone dziecko obcych. Gdy wracają na statek okazuje się, że reszcie drużyny ktoś złożył wizytę. Czyli jednak nie wszyscy zginęli w masakrze, lecz nadal nie wiadomo co się stało? Michael i Noyn postanawiają wyruszyć do miasta, gdzie zlokalizowano hakerski sygnał.

***
     "Gdzie jestem? Co się stało?" słyszę głos mojego nowego dziecka. Jest wystraszone, nie rozumie co się w okół niego dzieje. Chce do niego przemówić, ale znam jego myśli. Mogłabym jeszcze bardziej pogorszyć jego stan. Matka go nie chroniła, miał za sobą ciężką chorobę... teraz moja kolej się nim zaopiekować, a on w zamian nas ochroni.
      Mówię do innych dzieci, aby go przygotowały. Z takim bagażem doświadczeń, nie mogę tak po prostu się ujawnić. Wziąłby mnie za swoją wyobraźnie. 
      Tak się ciszę, że tu jest! W końcu, z jego pomocą będziemy bezpieczni. Wszyscy. A to jedyne czego potrzebujemy.
***
Detra II 14.10.2185r. 12:37 czasu orbitalnego Zowe.
      Nie miałem pojęcia gdzie jestem, jak się tu znalazłem? Byłem w jakimś pomieszczeniu. Z wyglądu przypominało trochę cele w sektorze E na stacji Destiny. Białe ściany, od wewnątrz ma się wrażenie, że pokój nie ma drzwi i jedyne co tam się znajduje to dość niewygodne posłanie. 
      Pamiętam jak razem z Grom wyruszyliśmy, aby zbadać sygnał, który zlokalizowaliśmy w bardzo szczegółowych koordynatach. W trakcie drogi do punktu miałem ochotę co najmniej pięć razy zwymiotować w jakimś zaułku. Ciała chyba zaczęły się rozkładać, a na obrzeżach miasta widziałem co zrobiły im zwierzęta. Zostały wyłączone wszystkie systemy elektroniczne, w tym także bariera ochronna odgradzająca miejscową faunę. My na szczęście nie natknęliśmy się na żadne kłopoty.
      Wszystko zaczęło się... tak... kiedy dotarliśmy w miejsce podanych współrzędnych. Mieliśmy nadzieje znaleźć jakiś komputer albo jakieś inne urządzenie zdolne wysłać cokolwiek poza orbitę. Jednak ku naszemu zdziwieniu znaleźliśmy się praktycznie w samym środku miejsca, które można by nazwać rynkiem, a w około nas nie było żadnych urządzeń elektronicznych. 
      - Jesteś pewna, że wasze wyliczenia są dokładne? - zapytałem Grom. 
      - Oczyw... - urwała w pół zdania. 
      Już chciałem się spytać co się stało, kiedy poznałem lub raczej poczułem odpowiedź. Do tyłów naszych głów ktoś przystawił pistolet. Ciężko było określić ilu było napastników. Z resztą nie miało to znaczenia, bo chwilę później dostałem rękojeścią po głowie i straciłem przytomność. 
      A potem obudziłem się tutaj.
      Chwila... Gdzie jest Grom? Uciekła? Jest bezpieczna?
      Nie musiałem się długo zastanawiać, gdyż po przeciwnej stronie łóżka otworzyła się ściana i do pomieszczenia weszła para ludzi. Młody mężczyzna, może w moim wieku oraz nieco starsza kobieta, około przed trzydziestką.
      Już chciałem zadać te wszystkie pytania, kiedy kobieta niespodziewanie podbiegła do mnie i... przytuliła? Jak pluszowego misia. Nie dałem rady wykrztusić ani jednego słowa, ledwo nabierałem powietrza. Tak blisko to nawet z moją mamą nigdy nie byłem.
      Kiedy w końcu się odczepiła, poprawiła sukienkę, powiedziała:
      - Tak się cieszę, że tu jesteś. Wszyscy nie mogliśmy się doczekać!
      - Tali, daj naszemu bratu trochę przestrzeni. Dopiero co się obudził. - mężczyzna skarcił kobietę, po czym, powiedział do mnie. - Przepraszam. Jak...
      - Gdzie jest Grom? - przerwałem mu.
      Bardzo chciałem poznać odpowiedzi na setki innych pytań, ale w tamtej chwili nie byłem w stanie myśleć o niczym innym, jak o tym czy jest bezpieczna.
      - Nie wiem o co ci chodzi. - Odpowiedział i raczej nie kłamał. Był wyraźnie zaskoczony.
      - Dziewczynę, która ze mną była. Krótkie brązowe włosy, żółte oczy, blada cera, tatuaż na ramieniu?
      Oboje wymienili ze sobą spojrzenia. Teraz już miałem pewność, że wiedzą, o kim mówię, a co najważniejsze, wiedzą co się z nią stało. Tali wtuliła się w ramiona chłopaka, którego imienia nie znałem. Był on dość dobrze zbudowany, więc bez problemu objął małe, zgrabne ciało kobiety. Milczeli dłuższą chwilę.
      - Gdzie ona jest?!
      W końcu mężczyzna powiedział chłodno i beznamiętnie:
      - Nie przeżyła. Przykro mi bracie.
      Jego słowa nie docierały do mnie. Jakbym zdawał sobie sprawę z tego co przed chwilą usłyszałem, ale... czy mogłem im wierzyć? Coś podpowiadało mi, że przecież nie mogą mnie okłamać. Mimo, iż nie znałem żadnego z nich, czułem jakieś dziwne połączenie z tymi ludźmi. Nawet to jak się do mnie zwracali "bracie", brzmiało tak naturalnie.
      Nie mam pojęcia dlaczego nie zapytałem wtedy, w jaki sposób właściwie zginęła Grom. Chciałem to zrobić, ale coś mnie powstrzymało. Potem zapomniałem o niej. Zastanawiałem się jeszcze przez moment nad jej losem, aż w końcu praktycznie wszystkie wspomnienia związane z nią zniknęły. Nie potrafiłem sobie nawet przypomnieć jak wygląda, sekundę później nie wiedziałem jak ma na imię, aż w końcu zniknęła na zawsze.
      Poczułem pustkę. Wiedziałem, że powinienem być smutny z czyjegoś powodu, lecz z czyjego?
      Mężczyzna po "minucie ciszy" powiedział, że nazywa się Clovis i zaczął opowiadać, jednocześnie w tym co mówił odpowiadał na wszystkie moje pytania.
      Powiedział, że zanim powstała tu kolonia, Straż prowadziła tu pewne specyficzne badania nad zjawiskiem działania promieniowania 14, które występuje jedynie w Galaktyce Trójkątnej, ale jego szczątkowe ilości zauważono w atmosferze, co oznacza, że tutejsza gwiazda jest zdolna je wytworzyć. Lecz badania jakie tu prowadzono, dotyczyły bynajmniej badań nad słońcem, jak na wpływie promieniowania na człowieka. Wszystko było dokładnie dopracowane i nie wyglądało na to, że doświadczenia na ludziach będą stanowiły jakieś zagrożenie. Po kilku latach okazało się, iż umiarkowana dawka stosowana przez dość krótki okres czasu zwalcza niektóre nałogi przez oczyszczenie organizmu z toksyn, co wpływa bardzo korzystnie też na ludzi zdrowych, a tym bardziej kobiety w ciąży.
      Taką historię znaleźli w bazie, w której aktualnie się znajdowaliśmy.
      - Jest jeszcze coś. Coś czego do końca nikt z nas nie rozumie, ale o tym opowie ci już Matka.
      Jeszcze kilka godzin temu wyrwałbym się z pytaniem: O kim mówią? Lecz teraz miałem wrażenie, że znam tą osobę, a ona zna mnie. Jakbym miał się spotkać z kimś bardzo mi bliskim, chociaż intuicja szeptała cicho do ucha, zupełnie przeciwny obraz. Był to jednak zbyt cichy głos i szybko został przekrzyczany przez to dziwne uczucie spokoju oraz bezpieczeństwa.
      Wyszliśmy całą trójką z pokoju, po czym Clovis i Tali poprowadzili mnie do Matki. Po drodze napotkaliśmy wielu innych ludzi, którzy nas odprowadzali wzrokiem.
***
       W końcu przybył do mnie. Udało mi się zmyć z niego strach. Teraz dumnie z podniesioną głową stoi naprzeciw mnie. Moje dzieci świetnie go przygotowały na tą chwilę "Matka jest w tobie, zna twoje myśli, wspomnienia..." opowiadał Clovis. Poczekałam, aż zostanę z nim sam na sam. Pomyślałam, że tak będzie nam swobodniej.
      "Witaj Michael". Minęła chwila zanim zrozumiał, iż głos w jego głowie jest realny i należy do mnie. Wiem co przeszedł, więc nie dziwię się jego reakcji. Prawdopodobnie sama postąpiłabym podobnie."Jestem prawdziwa. Wybacz, ale nie potrafię wytworzyć dźwięków, w taki sam sposób jak Wy dzieci..." Już chciałam opowiedzieć mu jak szczęśliwa jestem, że tu jest, jak zamierzam go chronić i jego także uczynić szczęśliwym, lecz na raz kilkadziesiąt innych dzieci wznieciło alarm. Mimo mojej prośby pozostawienia nas samych przerażona Tali wbiegła do pokoju:
      - Musisz coś zrobić! Ktoś uaktywnił nasze komputery! Wysłał wiadomość S.O.S do najbliższej boi komunikacyjnej. Co jeśli przyślą tu więcej ludzi?
      Uspokoiłam ją, po czym z myśli moich dzieci dowiedziałam się, że mamy w naszym domu intruza, który chce zniszczyć wszystko to co budowałam przez ostatnie lata. Nie mogłam na to pozwolić! Nie po tym co poświęciłam!
      Poleciłam wszystkim znaleźć obcego, poza kilkoma moim bardzo zdolnymi dziećmi, które miały dezaktywować raz na zawsze komunikację tej planety.
...CDN...

Hejka!
Och... Jestem na siebie trochę zła. Ciągnę i ciągnę tą misję i skończyć nie mogę, a miałam zamiar to zrobić w tym tygodniu, ale jak zwykle to co króciutko miałam zarysowane w mojej główce nieźle się rozlazło po przelaniu myśli na "elektroniczny papier" :)
Lecz przynajmniej trochę się działo, a część z przebiegu zdarzeń zaskoczyła nawet mnie.
Co myślicie o ludziach mieszkających w bazie? I o Matce? Jest tą dobrą czy złą? Co się stało z Grom?
Piszcie w komentarzach. Jeśli blog się podoba zaobserwuj, by być na bieżąco. A jeśli podobał ci się tylko ten post lub inny pojedynczy pokaż mi to dając +1.
Dodatkowo przypominam o tym, że w poniedziałek/wtorek (sie zobaczy) mam zamiar napisać post z Q&A, więc jeśli ma ktoś do mnie jakieś pytania walcie śmiało TUTAJ ewentualnie pod tym postem, chociaż wolałabym, aby wszystko znajdowało się w jednym miejscu.
Pozdro.
~Noyn.

6 komentarzy:

  1. Ta ,,Matka" jest zła. Żadna, prawdziwa matka nie pozwoliłaby na śmierć swojego dziecka dla swoich zachcianek. Ona nie ratuje. Ona niszczy.
    Czekam na rozwiązanie sytuacji.
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ciekawa interpretacja. Mnie jest strasznie ciężko ją ocenić, nawet znając jej wszystkie motywy.
      Mam nadzieję, że za tydzień już wyczerpię tą misję i drużyna będzie mogła ruszyć dalej.
      Pozdro.

      Usuń
  2. Matka jest zła, a zresztą nie wiem, czy taka kobieta zasługuje na miano matki. Szkoda mi Grom, ale czekam na wyjaśnienie jej śmierci. Nie miałam czasu napisać pytań, ale zaraz to zrobię. :)
    Pozdrawiam, Kreatywna Dagmara

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Faktycznie to mieszanie Michaelowi (i nie tylko jemu) w głowie, chyba nie można zaliczyć do dobrych rzeczy.
      Mam nadzieję już definitywnie wszystko wyjaśnić w przyszłym tygodniu, bo wbrew pozorom większość akcji jest zaplanowana, chociaż czasami zdarza się, że historia toczy się własnym życiem i słowa lecą i lecą...
      Dziękuję i również pozdrawiam :)

      Usuń
  3. Mam do twojego bloga wielki sentyment, zawsze kiedy wchodzę na swojego bloga, przy okazji przypominam sobie o Twoim. Widzę, że blog się pięknie rozwija i chyba wygląd też się trochę zmienił od moich ostatnich odwiedzin.
    Pozdrawia Anka :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję, ja także ciepło wspominam twojego bloga. Wygląd się zmieniał tylko dwa razy. Ten jest całkiem świeży. Mam nadzieję, że ci się podoba.
      Pozdro.

      Usuń